sobota, 8 października 2016

Rozdział 7

Po chwili oby dwoje wynurzyliśmy się z wody, ja nadal trzymałam blondyna bardzo mocno. Spojrzeliśmy sobie w oczy i zaczęliśmy się śmiać. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, po raz pierwszy czułam się dobrze w obecności Rossa. Jednak jak zawsze coś musiało zepsuć ten cudowny moment. Była to moja wina, gdyż robiło się już zimno, słońce prawie zaszło i oczywiście Lenie zrobiło się zimno i zaczęłam szczękać zębami.
- Zimno Ci.. Chodź do pokoju - powiedział i wyszliśmy z wody. Zaczęliśmy kierować się w kierunku hotelu. Nagle spostrzegliśmy, że cała rodzina Lynchów wyszła z hotelu. W połowie drogi spotkaliśmy się z nimi. 
- Ross! Co Ci się stało? - spytała jego mama. 
- Kąpałem się z Leną - odparł spokojnie.
- W garniturze?! - zdziwiła się.
- Trzeba postępować z gracją w każdej chwili - uśmiechnął się blondyn. 
- Ogarnijcie się szybko, my za Wami poczekamy, bo idziemy do babci - zmieniła temat. 
- My pójdziemy do niej jutro, bo Lena nie najlepiej się czuję po locie - wyjaśnił i ominął łukiem swoją rodzinę, szybkim krokiem dogoniłam go i razem poszliśmy do pokoju. Pierwsza rzecz jaką zrobiłam to było rzucenie się na jakże wygodne łóżko. 
- Ugh... - sapnęłam. 
- Co jest? - odpowiedział Ross.
- Zmęczona jestem, idę spać. Która godzina? - spytałam.
- 20:00 - odparł. 
- Mogę już iść spać na noc? - dopytywałam. 
- No idź, a czy ja mogę spać obok Ciebie? - westchnął niepewnie. Kurcze, pozwolić czy nie?
- No okey, ale bez żadnych kombinacji Lynch - warknęłam. Chłopak uniósł ręce w geście obrony. Uśmiechnęłam się i zniknęłam w łazience. Szybko zrobiłam wieczorną toaletkę i przebrałam się w pidżamę. Gdy weszłam do pokoju blondyn leżał na łóżku w krótkich spodenkach i koszulce. Po raz pierwszy widziałam go w normalnym ciuszku, a nie w garniturach. W tym i w tym niezły przystojniak z niego. Ross przeglądał coś w swoim IPhonie, gdy usłyszał moje kroki podniósł wzrok na mnie i zlustrował mnie od góry do dołu. Jego spojrzenie było bardzo sexowne. Przygryzłam lekko dolną wargę. Dziwne to jak jasna cholera, ale chyba podoba mi się Ross. Kurcze... Lena, przecież Lisa mówiła Ci, żebyś na niego uważała. Chyba bez powodu by Ci tego nie mówiła...Tym bardziej, że bardzo się lubimy. Po co miałaby kłamać? 
Ułożyłam się wygodnie w łóżku i włączyłam swój telefon. Przeglądałam nowostki na Fb, blondyn właśnie brał prysznic. Gdy skończyłam odłożyłam telefon na szafkę nocną i zasnęłam. 


~Oczami Ross'a~
Wykąpany wyszedłem z łazienki, na początku zauważyłem, że Lena śpi. Podszedłem do niej i delikatnie nasunąłem kołdrę na nią. Potem wyszedłem na balkon. Noc była bardzo ciepła, lekki wiatr podmuchiwał. Słychać były szelest palm i ruch uliczny, który nie był tak monotonny jak za dnia. Usiadłem na krzesełku i podziwiałem pełnie księżyca. Nagle usłyszałem gwizd, zerwałem się na równe nogi i wychyliłem się lekko zza barierki. Zacząłem się rozglądać i nagle spostrzegłem smukłą czarną postać.
- Co jest Lynch? - odezwał się dobrze mi znany głos. 
- Funny?  Co ty tu robisz? - powiedziałem zakłopotany. 
- Stoję, nie zmieniaj tematu. Wiesz po co tu jestem. Ogarnij się i zacznij działać - rozkazał. 
- Ale.. - zacząłem. 
- Co? Zakochałeś się w tej dziuni, która śpi Ci teraz w łóżku? Ross, błagam Cię to jest jedna z tych histeryczek, która się w Tobie zakochała, ale Ty nie jesteś dla nich, Ty jesteś dla mnie obiecywałeś mi coś i teraz już się nie wykręcisz z tego. Przecież doskonale wiesz jakie ja mam znajomości - zastraszył. 
- Dobra... Daj mi miesiąc - westchnąłem. 
- Miesiąc?! Nie bądź śmieszny Lynch, masz 2 tygodnie. Miłej nocy! - powiedział i odszedł. 
- Ross? Z kim ty gadasz? - usłyszałem z pokoju. 
- Ja? Z nikim, pewnie Ci się coś przesłyszało - zaplątałem się i wszedłem do środka. 
- Aha? - zdziwiła się. Wszedłem do łóżka i ułożyłem się obok dziewczyny. Sztucznie się do niej uśmiechnąłem. 
- Śpij dobrze - odparłem i odwróciłem się do dziewczyny plecami. Po wielkich trudnościach zasnąłem. 
Obudziłem się o 10:00, przekręciłem lekko głowę i spostrzegłem, że Leny już nie ma w łóżku. Uniosłem głowę w pokoju również świeciły pustki. Wstałem i udałem się do łazienki. Zapukałem najpierw w drzwi od niej, odpowiedziała mi głucha cisza. Otworzyłem je i nic. Ani śladu po dziewczynie. Gdzie ona jest? Czyżby Funny ją?... Nieee to nie możliwe. Kurwa nie przez taką błahostkę. Za 2 tygodnie będzie miał to co chce, po co miałby ją porywać? 


~Oczami Leny~ 

Byłam u Rydel. Dzwoniła do mnie, żebym przyszła, bo nie mogła znaleźć dobrej kreacji na dzisiaj. Otworzyłam drzwi do naszego pokoju. Przy balkonie stał blondyn i patrzył się na złocistą plażę jedną ręką trzymając się za głowę. Gdy usłyszał moje kroki szybko się odwrócił. 
- Gdzie byłaś? - westchnął chłodno. 
- U Rydel - odpowiedziałam spokojnie. 
- Jak gdzieś wychodzisz masz mnie informować. Rozumiesz? - krzyknął. 
- Ale, ale ty spałeś i ja nie.. - zaczęłam. 
- Mam w dupie to czy ja śpię, jem, pływam czy cokolwiek robię. Pytałem czy rozumiesz co masz robić?! - non stop krzyczał. 
- A co ja w więzieniu jestem?! - zaczęłam pyskować, chłopak podszedł do mnie bliżej. 
- Uważaj na swój niewyparzony język kruszynko - odezwał się spokojniej. 
- Bo? - kontynuowałam. Ross podniósł rękę i.... poklepał mnie nią po policzku. 
- Nie chcesz tego wiedzieć - mrugnął i wyszedł. Aha. Jedno jedyne słowo, które w tej sytuacji mi się nasuwa na język to właśnie aha! Ja muszę mu się wyspowiadać gdzie, kiedy, na ile idę, a on? Wyszedł bez słowa i jest wolny jak ptak. Powtarzam się, ale co tam... Aha?! Jesteśmy tu 2 dni a ja już mam go dosyć, jak on to robi? Niech mi to powie to może sprawie, że to on będzie miał mnie dosyć. Chcę, żeby był tu teraz Jimmy. Chciałabym go przytulić i powiedzieć mu, że go kocham. Czemu nigdy go nie ma jak go potrzebuje? Czemu zawsze musi być przy mnie Ross?! Zresztą to co on mi może zrobić? Nic. No właśnie także ten... Wzięłam telefon i wyszłam z pokoju. Skręciłam do pokoju obok, zapukałam delikatnie. Po chwili otworzył mi Riker. 
- Hejka! Idziemy na plaże? - powiedziałam na przywitanie.
- Hej. Pomyliłaś pokoje czy co? - odezwał się niepewnie. 
- Nie... Chcę iść z Tobą Riker - uśmiechnęłam się. 
- Ooo, ok poczekaj wezmę telefon - odwzajemnił gest i zniknął na chwilę. Gdy pojawił się zaszliśmy za sam dół i zaczęliśmy kierować się w stronę oceanu. Było przyjemnie, ciepło. Wiatr rozwiewał moje włosy. Radosne krzyki dzieci bawiących się na plaży powodowały uśmiech na mojej twarzy i myśli o Abby. 
- Opowiedz mi coś o sobie, bo jak na razie to wiem tylko, że masz na imię Lena - zaśmiał się. 
- Ok, a więc mam 18 lat, mam brata Jake i siostrę Abby. Chodzę do 3 technikum. Jestem w technikum fotograficznym. Uwielbiam muzykę, kocham śpiewać, a jeszcze bardziej tańczyć - pisnęłam - Chciałam iść do szkoły muzycznej, ale nie wyszło. 
- Dlaczego? - spytał. 
- Jest za droga i dodatkowo mama non stop powtarzała, że z muzyki nic nie ma, że to może być jedynie hobby a nie zawód - westchnęłam. 
- Ahh, rodzice czasami nie wiedzą, że ich dzieci nie lubią robić rzeczy, których oni nam narzucają - burknął - Kto by pomyślał, że stoi przede mną tancerka - powiedział chwytając moją dłoń i obrócił mnie wokół własnej osi. 


- Amatorka jak już - powiedziałam - No to teraz ty! Zaskocz mnie. 
- Mam 22 lata, moje rodzeństwo już znasz. Pracuje z tatą w kancelarii adwokackiej. Nienawidzę tej roboty, ale tata... Jakby to ująć?! Ma trudny charakter, musi zawsze być po jego myśli, a jak nie to wpada w furie. Ross zawsze doprowadza go do granic wytrzymałości, raz przez niego tata dostał zawał, ale udało się go uratować - wytłumaczył. 
- Czyli Ross dla Was też jest taki... nie miły? - spytałam. 
- Tak, dla każdego z wyjątkiem Rydel, mamy i babci. To są jedyne kobiety, których nie skrzywdził... Proszę uważaj na niego - powiedział. Już druga osoba mi to mówi. To nie mogą być żarty. 
- Nie mam jak, muszę go codziennie widywać. Potrzebuje pieniędzy a praca u waszego wujka jest jedyną normalną... - westchnęłam.
- Wiesz co może... - zaczął, lecz nie skończył, bo mój telefon zadzwonił. Spojrzałam na telefon... Dzwonił Ross.
- O nie, nie, nie, nie to Ross! Miałam nigdzie nie wychodzić... Zabije mnie. Riker ja nie chce do niego wracać - załamałam się. 
- Ok, nie odbieraj. Odrzuć! Pójdziemy na zakupy, potem na imprezę no a jakby co możesz u mnie spać. Nic Ci nie zrobi, ja na to nie pozwolę - uśmiechnął się i oboje ruszyliśmy w kierunku galerii handlowej. 





Hejka w końcu jest nowy rozdział! Długo
zajęło mi napisanie tego. Zbierałam codziennie 
około 2 zdania XD Ale dałam radę, myślę, że to
jakoś składnie sensownie wyszło ^^ Szkoła się 
kurczaki zaczęła i dupa... Nie mam czasu wgl 
JEJEJEJEJ Mam nowy szablon <3 Śliczny jest c'nie?
JAK WAM SIĘ PODOBA?! 

wtorek, 23 sierpnia 2016

Rozdział 6

Nasze usta prawie się złączyły, jednak nagle usłyszeliśmy chrząknięcie. Odskoczyłam od Rikera jak oparzona. Spojrzałam w swoją lewą stronę. Obok mnie stał Ross. Kurczę... co zrobić? Wdech Lena... Ochłoń, bo na pewno zrobiłaś się czerwona jak burak. Patrzałam przestraszona na blondyna. 
- Co ty odpierdalasz? - powiedział kierując to do Rikera. 
- Nic? - odparł najspokojniej w świecie starszy. 
- To moja narzeczona rozumiesz? - syknął jadowicie. 
- Może i twoja, ale ja wiem, że ona coś do mnie czuje - puścił mi oczko. 
- Nie no trzymajcie mnie, bo zaraz pozbędę się tej twojej ślicznej buźki - jęknął i rzucił się na starszego. 
- Ross przestań! - złapałam młodszego za ramiona przez co uspokoił się. 
- Ross, Lena to karta do waszego pokoju - odezwała się mama blondynów i spojrzała na nas. Ross chwycił mnie za rękę, zabrał mamie kartę i zaczęliśmy iść pomiędzy dwoma basenami. Po chwili do Rossa podbiegł Riker. Oj, to nie może wróżyć nic dobrego. 
- Od kiedy ty taki zazdrosny jesteś?! - zaśmiał się starszy. Blondyn spojrzał na niego i dalej idąc popchnął swojego brata do basenu. 
- Ross?! - usłyszeliśmy krzyk za sobą. Była to pani Stormie. Blondyn odwrócił się do kobiety, ta stała zszokowana. Z wody wynurzył się przemoczony do suchej nitki Riker.
- Czemu to zrobiłeś? - powiedziała nic nie rozumiejąc. 
- Miałem swoje powody - burknął. Chwycił mocno moją rękę w nadgarstku i pociągnął za sobą. W ostatniej chwili spojrzałam na rodzinę chłopaka, Riker właśnie wychodził z basenu, a jego rodzice mu pomagali. Po chwili znaleźliśmy się w środku hotelu. Było naprawdę pięknie. Czułam się jakbym była w raju. Ross zaciągnął mnie do windy. Wylądowałam pod ścianą z lustra. Blondyn spojrzał na mnie pustym wzrokiem, nie oddawał nim żadnych uczuć. Pustka! 
- Możesz mi powiedzieć co ty odwalasz?! Najpierw jestem ci obojętna, a potem wrzucasz Rikera do basenu! Co to ma być?! - krzyknęłam. 
- Jakim prawem ty chcesz się z nim lizać? - odkrzyknął. 
- Bo po pierwsze to był impuls, a po drugie on jest o wiele lepszy od ciebie - burknęłam zakładając ręce na piersi.
- Ale przypomnę Ci kruszynko, że to moją narzeczoną jesteś...- szepnął. 
- Nie jestem Twoją narzeczoną, to tylko ,,udawanie'' - zrobiłam cudzysłów w powietrzu. Nagle winda się zatrzymała, a to było bardzo dziwne gdyż to nie było nasze piętro. Do środka weszła starsza pani. Ross gdy ją zobaczył w odbiciu (bo był odwrócony twarzą do mnie) przestraszył się. Zrobiłam lekko zdezorientowaną minę. Chłopak spojrzał na mnie z litościwym spojrzeniem i w jednej sekundzie wbił się w moje usta. Nie mogę w to uwierzyć jak Ross Lynch mnie może całować. Przecież my się nienawidzimy. Chociaż muszę przyznać całuje świetnie... Coraz bardziej tonęliśmy w tej chwilowej rzece namiętności. 
- Rossy? - odezwała się kobieta, która weszła do windy. Chłopak odsunął się ode mnie i spojrzał na nią. 
- Babciu! - krzyknął radosny i ją przytulił. Omg! To jego babcia... To dlatego on mnie, ugh! Nieważne... 
- Oh.. a to pewnie twoja narzeczona - odparła i oderwała się od wnuczka. Zlustrowała mnie od góry do dołu. Miała ciepłe i przyjemne spojrzenie. 
- Tak, babciu to jest Lena - odpowiedział blondyn. 
- Witaj słoneczko - podeszła do mnie i mnie przytuliła. 
- Dzień dobry! - odwzajemniłam gest. 
- Ale ty śliczna jesteś, nie dziwię się, że oczarowałaś mojego wnuczka - zaśmiała się. Spojrzałam ze sztucznym uśmiechem na Rossa. 
- Babciu, my pójdziemy rozpakować się do pokoi i na wieczór przyjdziemy do ciebie - powiedział blondyn, gdy drzwi windy się na naszym piętrze.
- Dobrze, będę na Was czekać - odparła a chłopak pociągnął mnie za sobą. Ugh! Jak ja go nienawidzę! Zatrzymaliśmy się przy pokoju nr 333. Był to pokój drugi od windy. Nawet spoko, będzie poręcznie i szybko.Weszliśmy do pokoju... Wow, ja tak pięknego domu nawet nie mam. Było cudownie. Przestrzeń, jasno, elegancko. Pokój na pewno nie był dla mnie.. Nie zasługuję na taką wygodę. 
- To jest nasz pokój? - spytałam zdziwiona.
- Ta, a co? - odparł. Pokiwałam bezradnie głową i utonęłam w widoku na piaszczystą plażę. 



Teraz wiem jedno... Lena nie jest taka jak wszystkie inne. Ona jest tajemnicza, stanowcza, sama potrafi sobie zaradzić i co najważniejsze nie pcha mi się do łóżka, wręcz przeciwnie. Ma strasznie nie wyparzony język co bardzo mnie podnieca. Ok.. Ogarnij się Ross. 
- Idę się wykąpać - oznajmiłem dziewczynie. Migiem wszedłem do łazienki i wziąłem szybki i przyjemny prysznic. Gdy wszedłem z powrotem do pokoju brunetka leżała na łóżku i spała. Postanowiłem, że nie będę jej przeszkadzał i udałem się na balkon. Usiadłem na krześle tarasowym i zacząłem obserwować fale uderzające o brzeg. Zacząłem obmyślać plan, nikt nie może dowiedzieć się, że ja i Lena tylko udajemy. Riker powoli zaczyna to zauważać. Zabiję go jak jeszcze raz się do niej zbliży. Nagle poczułem czyjś dotyk na ramieniu, odwróciłem głowę i nade mną stała brunetka z mokrymi włosami. 
- Wykąpałam się, a teraz idę z Delly na basen, także ten... Pa - powiedziała i wyszła.
- Pa kruszynko - powiedziałem już do samego siebie. Wstałem z krzesła i udałem się do pokoju. Wejrzałem na łóżko. Było dwuosobowe. Tak. Czekają mnie cudowne noce na podłodze. Znam Lenę i wiem, że nie pozwoli na to, abyśmy razem spali. Chwyciłem telefon i wyszedłem z pokoju. Znajdowałem się na korytarzu, podszedłem do drzwi obok naszych i zapukałem. Stoję i nic.. Drugi raz zapukałem i nic.. Trzeci, też nic. Otworzyłem lekkim pchnięciem drzwi, gdy ujrzałem środek pokoju zacząłem się śmiać. Riker leżący naprzeciwko mnie spojrzał na mnie jak na debila. 
- Co ci? - spytał. 
- Twój pokój... - zacząłem. 
- No co z nim nie tak? - dopytywał. 
- Widać biedaku, że rodzice Cię nie doceniają - śmiałem się dalej. 
- Ale o co ci do cholery chodzi?! - krzyknął. 
- O to, że Twój pokój to przy naszym pokoju jest jakimś schroniskiem dla bezdomnych - wyjaśniłem. 
- Aha. I tylko to chciałeś mi powiedzieć? - westchnął. Ja na jego słowa od razu spoważniałem. 
- Nie... Chcę Ci powiedzieć, że jak jeszcze raz zbliżysz się do Leny to nie ręczę za siebie - szepnąłem mu do ucha i lekko go odepchnąłem. 
- Czy to jest groźba? - spytał.
- Tak.
- Bratu grozisz? Wstydź się - odparł. Podszedłem do niego i powiedziałem: 
- Kto tu powinien się wstydzić? - spytałem retorycznie i poklepałem go po policzku. Po czym uśmiechnąłem się chamsko i wyszedłem. 


- Hej Delly - zaczęłam machać ręką do blondynki. 
- Hej słonko! - odpowiedziała i przytuliłyśmy się - Patrz! Mam pączka! - zaśmiała się. Tuż po chwili stało przede mną koło ratownicze. Kurcze.. faktycznie to pączek
- Heheh... słodkie - zaśmiałam się. 
- Lecimy podbić ten Hawajski basen! - krzyknęła i pociągnęła mnie za rękę. Basen był bardzo duży. Było strasznie gorąco i każdy marzył o zrelaksowaniu się w chłodnej wodzie. My z Rydel mogłyśmy to zrobić i to było cudowne. Tak Lena właśnie rozpoczynasz wakacje. Wakacje o jakich jeszcze Ci się nie śniło. Ross to najmniejszy problem, przecież mogę go unikać i cały czas spędzać czas z jego siostrą. Właśnie, ona jest zupełnie inna niż Ross. Dziwie się, że to rodzeństwo. Normalnie oni są z różnych planet. 
- Chodź już do wody! - krzyknęła podekscytowana blondynka. 
- Tam? - blondynka pokiwała twierdząco głową - No, ale słuchaj Delly ja się strasznie boję głębokiej wody, nie umiem pływać i zawsze mam wrażenie, że zaraz utonę. Ja pójdę trochę do jacuzzi - wyjaśniłam. 
- No dobra tchórzu - uśmiechnęła się i skoczyła na bombę do basenu. Ja na spokojnie weszłam do wolnej jacuzzi i zaczęłam swój relaks. Zamknęłam oczy i odpłynęłam. Słońce delikatnie i przyjemnie pieściło moją twarz. Nagle ktoś zasłonił słońce. Na moją twarzy wstąpił chłodny cień. 
- Czego chcesz Delly? - parsknęłam żartobliwie, po chwili otworzyłam oczy. Ku mojemu zdziwieniu nie było to blondynka tylko Ross. 
- A kuku! - odparł - Mieliśmy iść do babci - dodał. 
- To nie moja babcia - westchnęłam z satysfakcją. 
- Lena.. - zrobił minę jak gdyby on był moim ojcem, a ja córką, która coś nabroiła. 
- Mi jest tu dobrze, chcę odpocząć. Lecieliśmy 7 godzin w ciasnym samolocie i było strasznie duszno, więc wybacz, ale coś od życia mi się należy - podsumowałam. Chłopak spojrzał na mnie i podał mi swoją dłoń. Zrobiłam minę typu: ,,O co cholerka chodzi?''. 
- No dalej pomogę Ci wyjść - powiedział, chwyciłam jego rękę i wyłoniłam się z wody. Razem podeszliśmy do dużego basenu. Chłopak nadal był ubrany w garnitur. Nagle zaczął ściągać marynarkę i po chwili ściągnął także lakierki. 
- Raz się żyję! - krzyknął i wskoczył na bombę do wody. Zaczęłam się śmiać, a wszyscy zgromadzeni w basenie i wokół zaczęli klaskać. Rydel już nie było w nim, pewnie idzie do swojej babci. Po chwili blondyn się wyłonił, uśmiechnął się do mnie. Jego uśmiech po raz pierwszy był taki... inny. 
- No dalej wskakuj - krzyknął do mnie. Mój uśmiech od razu zniknął, pokręciłam przecząco głową i zaczęłam iść w stronę hotelu.
- Lena! Czekaj! Stój! - szarpnął mnie Ross gdy tylko mnie dogonił - Co jest? - spytał. 
- Nic.. - burknęłam. 
- No przecież widzę, nie udawaj samowystarczalnej - powiedział ostro. 
- Każdy ode mnie wymaga, żebym weszła do tego pieprzonego basenu. A ja nie chcę! - krzyknęłam i zakryłam twarz by troszkę ochłonąć. 
- Ale czemu? - spytał łagodniej.
- Bo boje się ok? Utonę jak wejdę do tego, nie umiem pływać - nadal krzyczałam. Nagle chłopak objął mnie jedną ręką. Zaczął mnie delikatnie masować. Po chwili zaczął mnie prowadzić z powrotem do basenu. 
- Co ty kombinujesz?! - spytałam groźnie. 
- Nauczę Cię pływać - odpowiedział spokojnie. 
- Ty? Ty prędzej mnie utopisz... - parsknęłam. Chłopak wskoczył do wody, gdy wynurzył się wyciągnął obie ręce. 
- Chodź będę Cię trzymał - powiedział. Usiadłam na brzegu tak, że zamoczyłam nogi. Dłonie Rossa znalazły się na moich biodrach. Spojrzał mi jeszcze w oczy by na pewno upewnić się czy jestem gotowa. Skinęłam lekko głową, a chłopak podniósł mnie i zaczął powoli opuszczać w wodzie. Zaplątałam swoje ręce na szyi blondyna. Trzymałam go tak mocno, że ja się dziwie, że on oddychał... Byliśmy ody dwoje zanurzeni po szyje. Ja nadal go trzymałam tak samo mocno jak na początku, blondyn z resztą także trzymał ręce na mojej tali. 
- Aż tak źle? - spytał. Pokiwałam przecząco głową, na co blondyn uśmiechnął się. 
- Wstrzymaj oddech... - westchnął. 
- Nie.. Ross ja nie chcę - odpowiedziałam. 
- Będę Cię cały czas trzymał, ty sama zresztą też - zaśmiał się - 3..2...1 - odliczył, ja szybko wstrzymałam oddech i w ciągu sekundy byliśmy pod wodą. Miałam mocno zaciśnięte oczy, lecz o dziwo poczułam się bardzo pewnie, więc otworzyłam je i zobaczyłam Rossa. Uniósł dwukrotnie brwi i uśmiechnął się. Było magicznie, ta cała atmosfera, świadomość, że mam wakacje już, że mogę odpocząć od kłótni w domu, o wypominaniu tego, że jestem nikim. Czułam się fantastycznie, bo Ross nie był dotychczas sobą. Był lepszy i to mi się spodobało... 

**
Hejka!
Po dość długiej przerwie powracam! Nie pisałam, bo nie miałam weny,
ale dzisiaj tak mnie naszło, że od 18 siedziałam nad nim. Jestem z
tego rozdziału dumna Wam powiem... Wy też?
Wakacje powoli dobiegają końca i niestety rozdziały będą rzadziej, ale
będę robiła wszystko co w mojej mocy, żeby ten blog nie umarł!! 
KOMENTUJCIE, BO TO MOTYWUJE 

wtorek, 9 sierpnia 2016

Rozdział 5

Siedziałam w milczeniu w aucie i patrzałam się na mijające obiekty. Ross jechał dość szybko. 
- Mam nadzieję, że tego nie spieprzysz... - odezwał się blondyn. Spojrzałam na niego z pogardą. Nie dość, że mnie do tego zmusił to teraz ma wymagania jak jakaś cholerna księżniczka. Ugh.. Mam ochotę przywalić mu patelnią w łeb. Chłopak włączył radio i właśnie leciała moja ulubiona piosenka. Od razu zaczęłam ruszać ustami jak gdybym to ja śpiewała. Blondyn spojrzał na mnie i uśmiechnął się, jednak po chwili jego wzrok wrócił na autostradę. 
- Śpiewaj! - powiedział. Na jego hasło przewróciłam oczami.
- A może ty zaśpiewasz? - zaproponowałam. Chłopak od razu przyciszył piosenkę. 
- Nienawidzę śpiewu, tańca i w ogóle niczego co jest związane z muzyką - odparł. 
- Jak można nie lubić muzyki?! - wytrzeszczyłam oczy. Ross wzdrygnął ramionami. Tak bardzo chcę mu pokazać, że muzyka jest czymś cudownym! Tylko jak? Spojrzałam na radio i na Rossa. Pod głosiłam piosenkę i zaczęłam śpiewać.
,,I can feel your hertbeat
I can feel your hertbeat'' ~ uśmiechnęłam się gdy skończyłam. Potem zaczęłam machać szaleńczo rękoma. Kątem oka zauważyłam, że blondyn się szczerze uśmiecha. 
- No dalej śpiewaj ze mną - uderzyłam go lekko w ramię. 
- Lena! Mówiłem, że nie lubię muzyki... - krzyknął. Mój uśmiech, jak też i jego zniknął w ciągu sekundy. Podczas dalszej drogi na lotnisko milczeliśmy. Po 20 minutach byliśmy już pod wielkim zrobionym głównie ze szkła lotniskiem. Wysiadłam czym prędzej z samochodu i ruszyłam do środka szklanego budynku. Wszystko było taki piękne i nowe. Jak na tą godzinę było całkiem sporo ludzi. Czułam, że Ross chodził za mną krok w krok. Zupełnie tak jakby był moim cieniem. Podeszłam do butiku z kwiatkami, który znajdował się w wewnątrz lotnisk? Po co? Chociaż, w sumie to nie jest zły pomysł. Na pożegnanie może ktoś komuś dać kwiaty.. Aww! W tym samym momencie Ross stanął nade mną. Odwróciłam się i zobaczyłam jego wredną facjatę. Uniósł kusząco brwi, po chwili jednak położył mi przez ramie rękę i w ten sposób dosięgnął bukiet z czerwonymi różami. Zabrał rękę z mojego ramienia i wręczył mi bukiet. Kocham róże, ale osobiście wolę je w białym kolorze. Chłopak uśmiechnął się do sprzedawczyni. 
- Ile się należy? - spytał po chwili. 
- Jak dla pana niech będzie 20 - odparła miła kobieta. Chłopak podał jej banknot i skinął lekko głową. Ross znowu na mnie spojrzał. 
- Daj rękę.. Rodzinka patrzy - oznajmił wyciągając swoją dłoń. Chwyciłam ją niepewnie i wolnym krokiem ruszyliśmy do grupki ludzi, którzy byli rodziną blondyna.


Trzymałem dziewczynę za rękę (bo musiałem) i powoli zmierzaliśmy do mojej kochanej rodzinki. Spojrzałem na dziewczynę, nie miała w sobie żadnych uczyć, zero, pustka, wielkie nic. Wróciłem wzrokiem na rodzeństwo. Riker patrzał na Lenę z wielką zazdrością. Haha niech skurwiel zazdrości! Nigdy nie miał ręki do lasek. Dziwię się, że to mój brat... 
- Mamo, tato - spojrzałem na rodziców - Wy... - westchnąłem i spojrzałem na całe rodzeństwo - Przedstawiam Wam Lenę - dodałem. Wszyscy przywitali się z brunetką, ale oczywiście Riker musiał uruchomić się szarmancko. Od razu spiorunowałem go spojrzeniem. Nim się obejrzeliśmy siedzieliśmy w samolocie. Ja zajmowałem miejsce przy oknie, po mojej drugiej stronie Lena, a po jej drugiej stronie siedział jakiś mały chłopiec. Miał może z 10 lat. Dziewczyna od razu po wygodnym ułożeniu się w fotelu włączyła mały monitor który był przed nią i próbowała wybrać język. 
- Naciśnij tutaj - pokazałem palcem na pasek menu. 
- Dam sobie sama radę jasne?! - wybuchnęła.  
- Spokojnie, co tak ostro..? - podniosłem ręce w celu poddania się.
- Jesteś jebnięty.. - burknęła. 
- Ja?! Czemu? - spytałem zdziwiony.
- Najpierw jest ok, potem wydzierasz się na mnie i teraz znowu jesteś potulny jak baranek - wyjaśniła poddenerwowana. 
- Wcale tak nie robię! - protestowałem. 
- Nie? Śmieszny jesteś.. - dodała dziewczyna i założyła słuchawki na głowę, dając mi tym samym do zrozumienia, że nie chce ze mną gadać. Ułożyłem się wygodnie i zacząłem podziwiać widok za oknem. Często latałem samolotami, ale ten widok nigdy mi się nie znudzi, tym bardziej, że przed nami jeszcze 7 godzin lotu. Patrząc w błękit nieba i śnieżno-białość chmur zasnąłem. Obudziłem się zdezorientowany, szybko rozejrzałem się wokół siebie. Lena także spała, była godzina 13:45, co oznaczało, że została ponad  godzina i będziemy na słonecznych Hawajach. Oh yeah! Spojrzałem przez okno widok był niesamowity. Poczułem, że dziewczyna obok zaczęła się kręcić we wszystkie strony. W końcu jej oczy otworzyły się, przetarła je lekko i wejrzała w moją stronę. Przez dłuższą chwilę patrzeliśmy sobie prosto w oczy bez żadnego słowa, potem dziewczyna odwróciła głowę do tyłu i udawała obrażoną. Nie zareagowałem, bo stwierdziłem, że się nie opłaca skoro już siedzi w samolocie to mi nie ucieknie. Po godzinie wylądowaliśmy na miejscu. Weszliśmy do wewnątrz lotniska, moja rodzina szła przodem, a ja i Lena byliśmy na samym końcu. Wymieniliśmy pomiędzy sobą spojrzenia. Brunetka była naprawdę bardzo wściekła. Ugh.. Lubię to! 
- Co tam mała? Nadal zła? - przerwałem cisze. 
- Zamknij się - warknęła i podeszła do kosza na śmieci. Spojrzała na mnie chamskim spojrzeniem i wrzuciła róże, które jej kupiłem do śmietnika. 
- Nie lubię czerwonych róż! - prychnęła. 
- Może okazałabyś trochę wdzięczności?! - odparłem i chwyciłem ją za nadgarstek - Z własnej woli nigdy bym Ci ich nie kupił. 
- Wal się! - dała mi z plaskacza. 
- Zaraz Ci ta rączka uschnie... -warknąłem i lekko wykręciłem rękę dziewczynie. Ta lekko pisnęła - Uważaj z kim zadzierasz kruszynko - dodałem i puściłem ją. Dziewczyna od razu zaczęła szybko masować trzymane jeszcze przed chwilą przeze mnie miejsce. 


Kurwa mać! Co to miało być? Moja ręka..  Auć?! Spojrzałam na niego z pogardą. Kim do jasnej cholery jest Ross Lynch?! Czemu on ma te 2 pieprzone strony.. Dobrą i złą. 
- Ross co się tak ociągacie? Babcia nie może się już doczekać - usłyszeliśmy i od razu przyspieszyliśmy. Po chwili staliśmy już wokół całej rodziny blondyna. Jego mama cały czas się na mnie patrzała i się dziwnie uśmiechała. Przerażające. Wejrzałam na Rossa, ten sztucznie się do mnie uśmiechnął. 
- Co jest kochanie? - spytał takim dziwnym głosem. Był on taki męski i tajemniczy. Nogi ugięły się pode mną. 
- Nic, jest ok - odwzajemniłam sztuczny uśmiech. Gdy oderwałam wzrok od Ross spostrzegłam, że Riker dość dziwnie się na nas patrzy. Może się skapnął, że nasze narzeczeństwo jest fikcją? Ale bym się cieszyła! Uśmiechnęłam się do starszego blondyna, on odwzajemnił mi gest. Ross chyba to zauważył, bo nagle objął mnie jednym ramieniem.
- Lenka gdzie masz kwiaty od Rossa, byśmy je zmoczyły, żeby nie zwiędły - odparła mama blondyna. 
- Em... One... - zaczęłam niepewnie. 
- Zwiędły już w samolocie, więc wyrzuciliśmy je - wyjaśnił za mnie Ross. Co z tym chłopakiem jest kurde nie tak?! Nienawidzę go. Raz jest potulny jak baranek, później jakiś mega tajemniczy, a jeszcze później najchętniej to by mnie zabił. Jak ja mam z nim wytrzymać?! Prędzej wyląduje w psychiatryku niż wytrzymam z nim dłużej jak tydzień. Przecież ja będę go miała 24 na dobę. Jak tak żyć? 
Siedzieliśmy właśnie w limuzynie i byliśmy w drodze do hotelu. Po 10 minutach dotarliśmy na miejsce. Wow to miejsce było niesamowite! Wielki budynek z dużą ilością pokoi, obok mnóstwo parasoli, leżaków i ogromny basen z krystaliczną wodą. Raj na ziemi. 
- Wow! - odparł Ryland. Określenie prawidłowe, czułam się tak jakbym była w kompletnie innym świecie. Cudownie, że spędzę tu kilka dnie (nie wiem ile dokładnie tu będę), ale już mniej cudownie, że będę musiała męczyć się z Rossem. Ugh.. Czemu Jimmy'ego tutaj nie ma? Nagle poczułam miły dotyk na swojej tali. Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam Rikera. 
- Co tam ślicznotko? - powiedział. 
- Hej Riker, wystraszyłeś mnie - zaśmiałam się. 
- Oj przepraszam, podoba Ci się? - spojrzał mówiąc to na hotel. 
- Tak, jest tu niesamowicie - westchnęłam i spojrzałam na blondyna. Patrzeliśmy sobie w oczy. Riker zaczął powoli się do mnie zbliżać. Zupełnie tak jakby chciał mnie pocałować. 
**
Hejka łobuzy <3 
Nowy rozdział, dzisiaj naszła mnie wena, bo siedzę skulona 
okryta kocem w starych dresach i podziurawionej podkoszulce.
Oglądam A&A i jem lody czekoladowe. Mój brzuch to jedna 
wielka masakra. Cały dzień mnie boli, robiłam okłady, jem 
garściami tabletki i nic lepiej. Stwierdziłam, że po co mam 
narzekać na swoje pojebane życie, skoro mogę napisać
rozdział :") A więc jest i jak? 
ZOSTAWISZ KOMENTARZ? 

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Rozdział 4

Wróciłam do swojego biurka mega zamyślona. Czy ja aby na pewno dobrze robię? Nerwowo stukałam palcami o klawiaturę mojego laptopa. Co ja mam powiedzieć rodzicom i Jimmy'emu? Wpatrywałam się w jeden punkt na biurku. Wzięłam głęboki wdech i wydech. 
- Wszystko ok? - z transu wyrwał mnie głos Lisy. 
- Em.. tak, tak - chrząknęłam. 
- O czym tak myślisz? - spytała.
- A nie powiesz nikomu? - spojrzałam na dziewczynę, ta zaprzeczyła kiwając głową - Myślę, tak o Rossie... Powiedział mi, że jego babcia jest chora i, że obiecał jej, że przed śmiercią pozna jego narzeczoną. Rozumiesz to, że każe mi udawać jego narzeczoną przed rodziną Lynchów. Ta babcia mieszka na Hawajach i jutro o 5:00 rano wylatujemy tam.. - wytłumaczyłam. 
- Lena... Nie chcę wtrącać się w twoje życie, ale Ross to nie jest chłopak dla Ciebie. Może zrobić Ci krzywdę. Zasługujesz na kogoś kto Cię kocha,a nie na takiego palanta jak on. Trzymaj się lepiej od niego z daleka - powiedziała poważnie.
- Ale to nie takie proste. Powiedział mi, że jak się nie zgodzę to mogę pożegnać się z pracą, a ja muszę mieć kasę. Moja mama nie może kupić mi wielu rzeczy, więc muszę zapracować, bym mogła sama sobie to kupować - odparłam. 
- Uważaj na niego i przede wszystkim na siebie - szepnęła, gdyż do naszego biurka zbliżał się Ross. 
- Panno Palmer, tutaj mam gotową trasę, niech Pani ją wyślę na ten adres - powiedział i wręczył jej dokumenty. Lisa skinęła lekko głową i od razu zabrała się do pracy. Blondyn spojrzał na mnie i puścił do mnie oczko. Ugh.. Nienawidzę go! Chłopak podszedł do butli z wodą, która stała naprzeciwko naszego biurka. Chwycił kubek i nalał sobie płynu, po czym uniósł go do ust i upił łyka. 
- Ross możemy pogadać? - odezwałam się. Chłopak spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. 
- Panie Lynch? - spytał ironicznie.
- Przepraszam...Panie Lynch - westchnęłam - Co mam powiedzieć swoim rodzicom i chłopakowi? - kontynuowałam. Blondyn zaczął myśleć, po chwili jednak spojrzał na Lisę, która przerwała swoją pracę i przyglądała się naszemu szefowi czekając na jego odpowiedź. 
- Em.. przyjdź do mojego gabinetu za 10 minut - odparł po dłuższej chwili i wrócił do swojego pokoju. Lisa chwilę po jego wyjściu wstała, zabrała kilka czystych kartek i zmierzyła do pokoju obok. Zanim jednak całkowicie zniknęła za rogiem szepnęła do mnie:
- Uważaj! - i zniknęła. 
Tak jak mówił Ross po 10 minutach od naszej rozmowy zjawiłam się w jego gabinecie. Lekko smyknęłam przez drzwi do środka. Blondyn stał przy wielkiej szklanej ścianie i patrzał w dal miasta. 
- Em.. już jestem - powiedziałam cicho.
- Rodzicom powiedz, że masz delegację. Upewnij ich także, że do końca roku szkolnego będziesz miała prywatne nauczanie - odparł surowo ciągle spoglądając w głąb miasta. 
- Yyy.. a chłopakowi? - spytałam. Ross odwrócił się i spojrzał przeszywająco na mnie. 
- Żartujesz? - prychnął, zdezorientowana patrzałam to na w jego oczy to w dal za nim - Serio masz chłopaka? - dodał. 
- Tak, czy to, aż takie dziwne? - spytałam. Chłopak milczał, po chwili włożył swoje dłonie do garniturowych spodni. Marynarkę miał rozpiętą, więc naprawdę świetnie to wyglądało. Blondyn zaczął iść w moją stronę. Stawiał bardzo tajemnicze i pewne siebie kroki. Gdy znajdował się bliżej mnie zaczęłam powoli się wycofywać. Szliśmy oby dwoje równym tempem. On do mnie się przybliżał, a ja próbowałam się oddalić. Nagle moje plecy zetknęły się ze ścianą. Lekko się wzdrygnęłam. Ross zauważył to i chamsko się uśmiechnął. Był tuż obok mnie, czuliśmy nawzajem swoje oddechy, czułam jego jakże cudowne perfumy. Ross patrzał na mnie tak strasznie uwodzicielsko. Czułam, że moje nogi stają się puszystą i mięciutką watą..
- Ależ skąd taki pomysł panno Roberts? - szepnął mi do ucha. Całe moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. 
- Myślałam, że chciałeś mi tym narzucić, że jestem za brzydka by mieć chłopaka - uniosłam jedną brew. 
- Haha, ależ skądże Leno - mruknął. 
- O czyli przeszliśmy już na Ty? Szybki jesteś - fuknęłam. 
- Ty i ten twój niewyparzony język - przygryzł dolną wargę, a mi zrobiło się strasznie gorąco. 
- Zazdrościsz mi go? - powiedziałam głosem dziecka. 
- W każdej chwili mogę go spróbować - westchnął. 
- A ja w każdej chwili mogę zrezygnować z jutrzejszego wyjazdu - prychnęłam. Chłopak spoważniał i odsunął się ode mnie. Odetchnęłam z ulgą..  
- Powiedz mu, że jedziesz na jakąś wycieczkę czy coś - chrząknął. 
- Jeszcze jedno.. Kiedy ja mam się niby wyrobić z pakowaniem? - spytałam. 
- Idź teraz.. - burknął. 
- Co? 
- Jajco kurwa! Jedź do domu - krzyknął. Spojrzałam na niego z przerażeniem. Nigdy go takie wściekłego nie widziałam. Co prawda kłóciliśmy się i to często, ale nigdy nie złościł się, aż tak. 
- Przepraszam... - odparłam spokojnie i wyszłam. 
Po tej sytuacji wzięłam wszystkie swoje rzeczy, zdążyłam się pożegnać z Lisą i odjechałam pierwszym autobusem.


Weszłam do domu. Pierwsze co zrobiłam to udałam się do kuchni, wiedziałam, że mogę tam znaleźć mamę. 
- Mamo... mam bardzo ważną sprawę do Ciebie - zaczęłam. Kobieta odwróciła się twarzą do mnie. 
- Jak ważną? - spytała, zawsze o to pytała nie wiem czemu.. 
- Bardzo, bardzo ważną - westchnęłam. 
- Ok, zamieniam się w słuch - odparła i usiadła na krześle. Usiadłam obok niej i przez chwilę analizowałam w głowie wszystko to co mam jej do powiedzenia. 
- A więc... Muszę wyjechać.. - zaczęłam.
- No dobrze, ale dlaczego, kiedy, gdzie i z kim? - dopytywała. 
- Jutro, na Hawaje, z ludźmi z mojej pracy, ponieważ mam taką delegację - odpowiedziałam na każde pytanie kobiety. 
- A szkoła? Dziecko zostało Ci jeszcze 3 tygodnie nauki - powiedziała z przejęciem. 
- Ale to nie problem.. Szef powiedział, że będę mieć prywatne nauczanie - uśmiechnęłam się. Mama widać było, że nad czymś myślała. 
- Boję się o Ciebie... - westchnęła ciężko. 
- Nie jestem już taką małą dziewczynką jak Abby mamo - rzekłam i chwyciłam dłoń mamy. Kobieta spojrzała na mnie z troską i ścisnęła moją rękę. 
- Dobrze, ale musisz na siebie uważać. I nie chodź nigdzie sama - powiedziała, a ja pokiwałam twierdząco głową - Leć się już pakować.. O której wyjeżdżacie? 
- O 5:00 rano - odparłam. Pocałowałam mamę w policzek i pobiegłam do swojego pokoju. Od razu wyciągnęłam spod łóżka walizkę i zaczęłam się pakować. Potem czekało mnie najtrudniejsze... Musiałam powiedzieć Jimmy'emu o mojej ,,wycieczce''.Nie zareagował najgorzej... Jakoś to przetrawił. Później poszłam pożegnać się z Abby i Jake'iem. Umyłam się i o godzinie 21:00 poszłam spać.  
Wstałam o 4:00. Ogarnęłam się lekko i poszłam zjeść śniadanie. O godzinie 4:50 miałam autobus, wzięłam swoje wszystkie walizki i odjechałam. Pod budynkiem w którym pracowałam byłam 4:58. Po chwili przyjechało czarne Ferrari. Z auta wyszedł Ross, był w czarnym garniturze i miał okulary przeciwsłoneczne. Gdy podszedł do mnie bliżej odsłonił swoje brązowe oczy, zatrzymując tym samym okulary na swoim czole. Chwycił w ręce moje walizki i włożył je do bagażnika. Poczułam się lekko speszona... Ja byłam ubrana tak luźno, a Ross w garniturze. Ahh.. W dodatku ja żadnej sukienki nie spakowałam. 
- Gotowa? - powiedział i podszedł bliżej mnie. 
- Nie.. - westchnęłam. 
- Co?! Hej nie wycofasz mi się teraz... - odparł poddenerwowany.
- Nie chodzi o to... Czy ja źle wyglądam? - spytałam prosto. 
- Nie? - odpowiedział zmieszany. 
- Ja nie mogę... Ty masz garnitur, a ja? Bluzę i jeansy! - rzekłam załamana. 
- To wyciągnij sukienkę i przebież się na tyłach, są przyciemniane szyby, nie będzie cię widać - wyjaśnił. 
- Ale ja nie spakowałam żadnych sukienek... - odparłam zrozpaczona. 
- Ok, no to jak będziemy na miejscu kupimy jakieś... Wsiadaj bo przegapimy samolot przez twoje histerie - burknął. Popatrzałam zszokowana na blondyna wsiadającego do samochodu. 
- Aha. Jestem histeryczką? Wiedz, że ta histeryczka nie musi nigdzie z Tobą jechać... - syknęłam. 
- Lena wsiadaj i zamknij się już! - krzyknął. 
- Nie -powiedziałam stanowczo. Blondyn spojrzał na mnie i widziałam to, że kipi złością. Podszedł do mnie i wziął mnie na ręce, po czym wpakował mnie do samochodu. Właśnie na to czekałam.. Kocham go denerwować! 
**
Hejka misie! 
Już połowa wakacji za nami ;c Byliście już na jakiś wakacjach? 
A może dopiero pojedziecie tak jak Ross i Lena? 
Ja osobiście siedzę całe wakacje w domu i nadrabiam sprawy 
na blogu, gdyż teraz idę do 3 gim i czekają mnie cholerne egzaminy. 
Muszę wziąć się za naukę już pod koniec wakacji ;c R.I.P moje wakacje :/
[*] 
Wracając do rozdziału.. Ross troszkę dziwnie się zachowuję, jest mega 
tajemniczy i ma napady złości i agresji, dlaczego? 
Ujawni się to w kolejnych rozdziałach ;> 
Liczę, że rozdział się podobał <33
Do napisania! :*

CZYTASZ= KOMENTUJESZ!

niedziela, 24 lipca 2016

Rozdział 3

Była godzina 7:00. Jak zwykle szykowałam się do szkoły. Ubrałam się w jakieś luźne ubranka, czyli szary crop top, czarne jeansy i białe converse. Szkołę kończyłam dzisiaj o 13:25. Uczesałam włosy w niedbały kucyk i wyszłam z domu. Wsiadłam do autobusu i po około 5 minutach byłam na miejscu. Weszłam do wielkiego budynku. Pierwszy kto rzucił mi się w oczy to jakiś typ, stał on przy mojej najlepszej przyjaciółce Olivii. Szybkim krokiem podeszłam do nich, gdyż widziałam niezadowolenie na jej twarzy. 
- Idź mi stąd, już! - powiedziałam groźnie do chłopaka. Chłopak gdy tylko mnie zobaczył odszedł bez słowa.
- Dzięki! - odetchnęła Livka i przybiła ze mną żółwika. 
- Nie ma sprawy - odparłam, nagle rozległ się donośny dzwonek na lekcje - Przybywaj Historio! - krzyknęłam z udawanym entuzjazmem. Po czym zniknęłyśmy za drzwiami. Usiadłyśmy z Olivią na samym końcu. Zawsze tam siadałyśmy, to była nasza miejscówka. Po chwili do klasy wszedł łysawy nauczyciel. Rozpakował swoją teczkę i zaczął pisać temat na tablicy. Otworzyłam swój zeszyt i zaczęłam przepisywać po mężczyźnie. 
- Ej! - szepnęłam do Livki - Muszę Ci trochę opowiedzieć o mojej nowej pracy - dodałam.
- Masz pracę? - pokiwałam twierdząco głową - To super! 
- No nie wiem... Mam mega głupiego szefa. Cały czas mnie poniża, myśli, że jak jestem młoda to, że nie jestem intelektualnie odpowiednia do tej pracy. O i jeszcze.. - znowu zaczęłam, lecz tym razem ktoś mi przerwał. 
- Panno Roberts! Nie przeszkadzam przypadkiem pani? - odezwał się nauczyciel. 
- Nie... Ja tylko.. - zaczęłam. 
- Ja tylko przyjdę teraz do tablicy - dokończył za mnie nauczyciel. Wstałam załamana i po chwili stanęłam przy tablicy. 
- A więc powiedz mi kto zwyciężył bitwę pod Wiedniem? - spytał mężczyzna. 
- No Ci... emm... yyy... - zaczęłam się plątać. 
- Tak jak myślałem, siadaj jedynka! - rzekł surowo.
- Ale proszę pana.. - zaczęłam. 
- Jutro możesz poprawić, siadaj i bądź cicho - powiedział. 
- Dziękuję! - uśmiechnęłam się i odeszłam na miejsce. Do końca lekcji byłam spokojna i nie odezwałam się ani słowem. Po lekcji historii opowiedziałam na spokojnie Olivii całą opowieść o mojej jakże cudownej pracy. Potem miałam jeszcze tylko matmę, polaka, geografię, w-f, angielski i dom! A raczej praca... 


Wstałem jak zwykle do pracy o 7:00. Zszedłem nie ogarnięty po schodach do kuchni. Poprawiłem sobie przy okazji włosy w lusterku. W kuchni była Rydel,mama i Riker. 
- Hej mamo! - podszedłem do kobiety i objąłem jednym ramieniem. 
- Hej Rossy - odpowiedziała - Głodny? 
- Nie zbyt.. - rzekłem i usiadłem na krześle. 
- Jak tam Rossy z poszukiwaniem swojej przyszłej narzeczonej? - odezwała się Rydel. Na jej słowa zaksztusiłem się śliną. 
- Co? Jaką narzeczoną?! - zdziwiłem się. 
- Już zapomniałeś? Za 2 tygodnie lecimy do babci, ostatnio jak u niej byliśmy nie najlepiej się czuła i mówiła Ci, że jeszcze przed śmiercią chciałaby zobaczyć twoją narzeczoną. Ty jej powiedziałeś, że na następny raz jak do niej przylecimy to przywieziesz ze sobą swoją narzeczoną - wyjaśniła Rydel. Otworzyłem buzie ze zdziwienia. 
- Ale ja nikogo nie mam... - odparłem cicho. 
- Rossy, wiesz, że babcia będzie bardzo zawiedziona, tym bardziej, że darzy Cię wielkim sentymentem - odpowiedziała mama. 
- Tak, tak wiem. Wiecie co może pójdę już do pracy - powiedziałem zamyślony i poszedłem się ubrać. Po około 10 minutach byłem na miejscu. Wszedłem do środka budynku. 
- Dzień Dobry Panie Lynch! - usłyszałem damski głos. 
- Eee.. Tak, tak dzień dobry! - odparłem i od razu zmierzyłem w stronę swojego gabinetu... 
*2 tygodnie później*
Siedziałem w swoim gabinecie i projektowałam nową trasę. Sytuacja z Leną wyglądała następująco: Codziennie się kłóciliśmy, o byle co tak naprawdę. Powoli nie wytrzymuję z tą dziewczyną psychicznie. Jutro jedziemy do babci, a dokładnie na Hawaje, bo właśnie tam ona mieszka. Może tam trochę ochłonę. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. 
- Proszę - fuknąłem. Do pomieszczenia weszła moja mama. Była zadowolona jak jeszcze nigdy.
- Zapomniałeś śniadania synuś! - odparła.
- Mamo, nie przesadzaj... Dałbym sobie radę - uśmiechnąłem się krzywo. 
- Jak człowiek jest głodny to nie myśli, a ty musisz mieć non stop głowę na karku - wyjaśniła. 
- No dobra, dobra. Rozumiem - powiedziałem bezradnie. Kobieta podeszła i usiadła wygodnie w fotelu naprzeciwko mnie. Położyła torebkę z śniadaniem na moim biurku i zaczęła mi się przypatrywać ze swoim uroczym uśmieszkiem. Nienawidziłem tego. 
- Jak tam masz już jakąś dziewczynę? Jutro wyjazd, a babcia już dzwoniła, że nie może się doczekać kiedy pozna twoją wybrankę - odparła z nadzieją. 
- Emm... Ja - zacząłem. Nagle do gabinetu weszła Lena. 
- Em.. Przepraszam, ale mam tutaj te druki - pokazała. Tajemniczo się do niej uśmiechnąłem. Dziewczyna zrobiła minę mega zdziwionej. 
- Lena! Lenka! Jak dobrze, że jesteś! - krzyknąłem. 
- Serio?! - spytała zdziwiona. 

Okey Ross właśnie powiedział mi, że dobrze mnie widzieć. Czy on się w głowę walnął? Nie mogę w to uwierzyć. 
- Serio?! - spytałam zdziwiona. 
- Tak! Tak oczywiście! - odparł promieniście - Usiądź tu obok mnie - poklepał krzesełko obok niego. Niepewnie podeszłam do niego i usiadłam. Patrzałam uważnie raz na niego, a raz na kobietę, która siedziała naprzeciwko nas. 
- Mamo to jest Lena, ona... - spojrzał mi w oczy i na chwilę zaniemówił - Ona pojedzie jutro z nami - dokończył. 
- Naprawdę?! - krzyknęła uradowana i spojrzała na mnie. 
- Naprawdę? - prychnęłam i spojrzałam na Rossa. 
- Zapomniałaś już? Hehe - zaśmiał się blondyn i objął mnie ramieniem - Wybacz mamo, ale mam jeszcze sporo pracy - dodał poważniej. 
- No tak, tak. Widzimy się jutro - spojrzała na mnie - Papa - dodała i wyszła.
- Do widzenia! - odparłam - Co to ma znaczyć?! - krzyknęłam po wyjściu kobiety. 
- Okey, Lena nie denerwuj się. Wszystko Ci wytłumaczę - powiedział spokojnie. 
- No to czekam - niecierpliwiłam się. 
- Moja babcia mieszka na Hawajach. Ostatnio byliśmy u niej na Boże Narodzenie, wtedy bardzo źle się czuła. Teraz zresztą wcale nie jest lepiej no, ale wracając... Obiecałem jej wtedy, że na następny raz jak przyjadę do niej przywiozę do niej moją narzeczoną. Babcia jest w nie najlepszym stanie zdrowotnym i nie zostało jej zbyt wiele. Powiedziała mi, że poznanie mojej narzeczonej pozwoli jej na spokojne i czyste odejście stąd. Tylko, że ja nie mogłem znaleźć nikogo, a raczej nie chciałem i mogłabyś..? - wyjaśniał. 
- Polecieć tam z Tobą?! - wybuchłam. 
- Proszę.. To będzie tylko takie...em..udawanie? - rzekł. 
- Nie ma takiej opcji - powiedziałam stanowczo.
- Tak? Albo polecisz tam ze mną, albo pożegnasz się z pracą.. - odparł z satysfakcją. Cholera.. Wie, że zależy mi na tej pracy.. 
- Ugh... Dobra! - prychnęłam. 
- Bądź tutaj jutro o 5:00 rano - uśmiechnął się chamsko. 
- A szkoła? Ja jeszcze chodzę do szkoły! - powiedziałam.
- Ja to załatwię.. - burknął. 
- Jak? - spytałam. 
- Żadnych pytań! Możesz już iść - wrócił do swojej pracy. Dał mi jasno do zrozumienia, że nie chce już mojej obecności  w jego gabinecie, więc po prostu wyszłam. 

**
Hej jest nowy rozdział <33
Supi dupi i w ogóle.. Smuci mnie jedna rzecz.. 
Czemu Was tak mało? :< 
Mega się staram i miło by mi było gdybyście zostawili po sobie komentarz <33
Zachęcam Was także do OBSERWOWANIA mojego BLOGA :** 
Do napisania! 

piątek, 15 lipca 2016

Rozdział 2

Byłam już przy moim nowym stanowisku razem z tą blondynką. Wszystko było tam tak strasznie poukładane. Rozglądałam się uważnie po swoim nowym biurku. Leżało tam kilka kartek, obok nich był pojemnik z długopisami. 
- A więc, jestem Lisa, mam 19 lat. Jak będziesz miała jakieś pytania to pytaj - uśmiechnęła  się blondynka. 
- Dzisiaj raczej nie, ale jutro będzie gorzej - zaśmiałam się. 
- To nie problem, to jest twoje stanowisko będziesz pracowała przy nim codziennie - powiedziała. Spojrzałam na biurko.
- A i jeszcze jedno, musisz sobie wybrać laptopa - dziewczyna podała mi katalog z wielkim wyborem sprzętu. Co prawda marka była tylko jedna- Apple, ale za to kolorów było mnóstwo do wyboru. Patrzałam uważnie na każdy laptop po kolei.
- Chyba wezmę ten - pokazałam Lisie srebrny komputer z kolorową klawiaturą. 
- Oki, jutro jak przyjdziesz  będzie tu na ciebie czekał - odparła - O której jutro zaczynasz? 
- O 14, bo od rana szkołę mam - zmizerniałam. 
- Ooo to będziemy się widzieć przez godzinę bo ja o 15 kończę. Ale dasz sobie radę - uśmiechnęła się. 
- Miejmy nadzieję - wywołałam sztuczny uśmiech. Nagle do naszego stanowiska pracy podszedł znienawidzony już przeze mnie blondyn. 
- Panno Palmer czy druk wnioskowy już gotowy? - spytał Lisę. 
- Tak jest w pokoju obok, zaraz panu przyniosę - odpowiedziała i zniknęła za rogiem. 
- O Pani sprzątaczka - powiedział z bezczelnym uśmiechem - Kłaniam się Pani bardzo nisko - dodał i ukłonił się przede mną. 
- Wal się Ross, dla twojej świadomości jestem sekretarką nie sprzątaczką - warknęłam. 
- Ej laleczko, nie przypomina mi się, że przeszliśmy na Ty. Dla ciebie jestem Pan Lynch. Rozumiesz? - syknął jadowicie, spojrzałam jedynie złowrogo na niego - Jak dla mnie twój poziom inteligencji dosięga tylko sprzątaczki - dodał pewny siebie. Złość kipiała ze mnie niczym lawa z wulkanu. Spojrzałam na stojący przede mną przezroczysty wazonik z kilkoma stokrotkami, chwyciłam go i bez wahania wylałam całą zawartość na jego białą koszulę. 
- Oh doprawdy Panie Lynch? - spytałam retorycznie. Zszokowany blondyn spojrzał najpierw na swoją przemoczoną koszulę, a potem na mnie. W tym momencie dołączyła do nas Lisa. 
- Już je mam, ale.. - urwała gdy zobaczyła swojego mokrego szefa. Przestraszona spojrzała na mnie. 
- Lisa ja już idę, do zobaczenia jutro - podeszłam do niej zadowolona jak jeszcze nigdy w życiu i przytuliłam znieruchomiałą blondyneczkę. Po czym  pewna siebie wyszłam, rzuciłam jeszcze krótkie spojrzenie na Rossa. Biedaczek przygryzł dolną wargę i z niedowierzaniem kręcił głową. 


Ta dziewczyna jest tutaj nie cały dzień a już jej nienawidzę. Jak ona to robi? Ma dar odpychania od siebie nowo poznanych ludzi. Popatrzałem jeszcze chwilę na swoją mokrą koszulę. Najgorsze w tym było to, że Lisa widziała mnie całego mokrego. 
- Ta... - zacząłem - Mamy może jakieś świeże koszule czy suszarkę? - spytałem.
- Nie? - odpowiedziała. Przyglądałem jej się jeszcze chwile, wyrwałem jej druk z rąk i poszedłem do swojego gabinetu. 
Godzina 14:00 wychodzę z tego pieprzonego więzienia. Po 5 minutach byłem w domu. Pierwsze co zrobiłem to poszedłem do swojego pokoju i wykręciłem numer do Anny.
** - Hallo? - usłyszałem głos w słuchawce.
- Cześć kotku! Masz ochotę na mnie? - powiedziałem uwodzicielskim głosem. 
- Na ciebie? Zawsze. Nie ma u mnie nikogo 
- Zaraz będę - uśmiechnąłem się i rozłączyłem. **
Schodziłem ze schodów i już zmierzałem w stronę drzwi frontowych. 
- Rossy nie zjesz obiadku? - usłyszałem troskliwy głosik mamy. Momentalnie obróciłem się na pięcie i wróciłem do kuchni. 
- Nie nie jestem głodny... - zacząłem łagodnie. W kuchni siedział Rocky, Rydel i Riker. 
- Ale zobacz jakie dzisiaj dobre jedzonko jest - ciągnęła dalej. 
- Nie, nie chce.. - odparłem. 
- Ale chociaż troszeczkę.. - brnęła dalej w tą czarną przestrzeń rozpaczy. 
- Mówię, że nie chce! - wydarłem się. Oszołomiona rodzicielka spojrzała na mnie, do jej oczu napłynęły łzy. Spojrzałem na nią z przestraszeniem, po czym spuściłem wzrok na moje rodzeństwo. Byli mego zdziwieni. Moja mama była bliska płaczu, nigdy na nią nie krzyczałem. 
- Mamusiu, ja nie chciałem. Przepraszam - podszedłem do niej i pocałowałem jej rękę. Ona i Rydel były w moim życiu najważniejszymi kobietami na tej planecie. Kochałem je jak jeszcze nigdy żadnej kobiety. Nie potrafię ustabilizować się w jednym stałym związku. Anna to tylko jedna z panienek na jedną noc, zresztą jak każda inna, z którą nawiązywałem dotychczasowy kontakt. 
- Nic się nie stało.. - powiedziała smutnie mama. 


Siedziałam już wygodnie w swoim cieplutkim łóżeczku. Ten dzień był bardzo.. dziwny? Tak, chyba tak go można ująć. Oglądałam głupie reklamy w telewizji. Strasznie się nudziłam, a gdy się nudziłam to tylko i wyłącznie Jimmy umiał mnie rozweselić. Napisałam do niego SMSa by po szkole do mnie przyszedł. Punkt 15:00 po moim domu rozlał się dzwonek, jednak byłam na tyle leniwa, że nie raczyłam iść otworzyć. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi mojego pokoju. 
- Proszę.. - mruknęłam. Do pokoju wszedł mój chłopak. Lekko się uśmiechnęłam, co on zauważył i odwzajemnił. 
- Jak się czujesz kochanie? - odezwał się. 
- Tak jak wyglądam - odpowiedziałam. 
- Uuu.. - syknął i zrobił minę zdezorientowanego - Z twoim tatą znowu nie dobrze? 
- Znowu się schlał.. - burknęłam i bardziej przykryłam się kołdrą. Chłopak podszedł i przytulił mnie - On już nas nie kocha, myśli tylko o piciu.. - dodałam. 
- Ja Cię kocham, nie zapominaj o tym - pocałował mnie u skroń. 
- Ja Ciebie też - wtuliłam się w jego tors. 


**
Hejka morelka! 
Jak tam wakacje mijają? :) 
Przychodzę do Was z 2 rozdziałem w którym Lenka dostał pracę! Ale dlaczego Ross musi być tak chamski?! A no takie życie. 
Podoba się? Wybaczcie ogólnie, że nie mam szablony, ale jakże kochany Dellyland nie chce przyjąć zamówienia. 3 razy zamawiałam i ciągle, że nie prawidłowo.. Super! 
WYBACZCIE! Buziaczki :* Do napisania! <3 




CZYTASZ= KOMENTUJESZ! 

KOMENTUJESZ= MOTYWUJESZ!

MOTYWUJESZ= ROZDZIAŁ JEST SZYBCIEJ! 
Template by Elmo