wtorek, 23 sierpnia 2016

Rozdział 6

Nasze usta prawie się złączyły, jednak nagle usłyszeliśmy chrząknięcie. Odskoczyłam od Rikera jak oparzona. Spojrzałam w swoją lewą stronę. Obok mnie stał Ross. Kurczę... co zrobić? Wdech Lena... Ochłoń, bo na pewno zrobiłaś się czerwona jak burak. Patrzałam przestraszona na blondyna. 
- Co ty odpierdalasz? - powiedział kierując to do Rikera. 
- Nic? - odparł najspokojniej w świecie starszy. 
- To moja narzeczona rozumiesz? - syknął jadowicie. 
- Może i twoja, ale ja wiem, że ona coś do mnie czuje - puścił mi oczko. 
- Nie no trzymajcie mnie, bo zaraz pozbędę się tej twojej ślicznej buźki - jęknął i rzucił się na starszego. 
- Ross przestań! - złapałam młodszego za ramiona przez co uspokoił się. 
- Ross, Lena to karta do waszego pokoju - odezwała się mama blondynów i spojrzała na nas. Ross chwycił mnie za rękę, zabrał mamie kartę i zaczęliśmy iść pomiędzy dwoma basenami. Po chwili do Rossa podbiegł Riker. Oj, to nie może wróżyć nic dobrego. 
- Od kiedy ty taki zazdrosny jesteś?! - zaśmiał się starszy. Blondyn spojrzał na niego i dalej idąc popchnął swojego brata do basenu. 
- Ross?! - usłyszeliśmy krzyk za sobą. Była to pani Stormie. Blondyn odwrócił się do kobiety, ta stała zszokowana. Z wody wynurzył się przemoczony do suchej nitki Riker.
- Czemu to zrobiłeś? - powiedziała nic nie rozumiejąc. 
- Miałem swoje powody - burknął. Chwycił mocno moją rękę w nadgarstku i pociągnął za sobą. W ostatniej chwili spojrzałam na rodzinę chłopaka, Riker właśnie wychodził z basenu, a jego rodzice mu pomagali. Po chwili znaleźliśmy się w środku hotelu. Było naprawdę pięknie. Czułam się jakbym była w raju. Ross zaciągnął mnie do windy. Wylądowałam pod ścianą z lustra. Blondyn spojrzał na mnie pustym wzrokiem, nie oddawał nim żadnych uczuć. Pustka! 
- Możesz mi powiedzieć co ty odwalasz?! Najpierw jestem ci obojętna, a potem wrzucasz Rikera do basenu! Co to ma być?! - krzyknęłam. 
- Jakim prawem ty chcesz się z nim lizać? - odkrzyknął. 
- Bo po pierwsze to był impuls, a po drugie on jest o wiele lepszy od ciebie - burknęłam zakładając ręce na piersi.
- Ale przypomnę Ci kruszynko, że to moją narzeczoną jesteś...- szepnął. 
- Nie jestem Twoją narzeczoną, to tylko ,,udawanie'' - zrobiłam cudzysłów w powietrzu. Nagle winda się zatrzymała, a to było bardzo dziwne gdyż to nie było nasze piętro. Do środka weszła starsza pani. Ross gdy ją zobaczył w odbiciu (bo był odwrócony twarzą do mnie) przestraszył się. Zrobiłam lekko zdezorientowaną minę. Chłopak spojrzał na mnie z litościwym spojrzeniem i w jednej sekundzie wbił się w moje usta. Nie mogę w to uwierzyć jak Ross Lynch mnie może całować. Przecież my się nienawidzimy. Chociaż muszę przyznać całuje świetnie... Coraz bardziej tonęliśmy w tej chwilowej rzece namiętności. 
- Rossy? - odezwała się kobieta, która weszła do windy. Chłopak odsunął się ode mnie i spojrzał na nią. 
- Babciu! - krzyknął radosny i ją przytulił. Omg! To jego babcia... To dlatego on mnie, ugh! Nieważne... 
- Oh.. a to pewnie twoja narzeczona - odparła i oderwała się od wnuczka. Zlustrowała mnie od góry do dołu. Miała ciepłe i przyjemne spojrzenie. 
- Tak, babciu to jest Lena - odpowiedział blondyn. 
- Witaj słoneczko - podeszła do mnie i mnie przytuliła. 
- Dzień dobry! - odwzajemniłam gest. 
- Ale ty śliczna jesteś, nie dziwię się, że oczarowałaś mojego wnuczka - zaśmiała się. Spojrzałam ze sztucznym uśmiechem na Rossa. 
- Babciu, my pójdziemy rozpakować się do pokoi i na wieczór przyjdziemy do ciebie - powiedział blondyn, gdy drzwi windy się na naszym piętrze.
- Dobrze, będę na Was czekać - odparła a chłopak pociągnął mnie za sobą. Ugh! Jak ja go nienawidzę! Zatrzymaliśmy się przy pokoju nr 333. Był to pokój drugi od windy. Nawet spoko, będzie poręcznie i szybko.Weszliśmy do pokoju... Wow, ja tak pięknego domu nawet nie mam. Było cudownie. Przestrzeń, jasno, elegancko. Pokój na pewno nie był dla mnie.. Nie zasługuję na taką wygodę. 
- To jest nasz pokój? - spytałam zdziwiona.
- Ta, a co? - odparł. Pokiwałam bezradnie głową i utonęłam w widoku na piaszczystą plażę. 



Teraz wiem jedno... Lena nie jest taka jak wszystkie inne. Ona jest tajemnicza, stanowcza, sama potrafi sobie zaradzić i co najważniejsze nie pcha mi się do łóżka, wręcz przeciwnie. Ma strasznie nie wyparzony język co bardzo mnie podnieca. Ok.. Ogarnij się Ross. 
- Idę się wykąpać - oznajmiłem dziewczynie. Migiem wszedłem do łazienki i wziąłem szybki i przyjemny prysznic. Gdy wszedłem z powrotem do pokoju brunetka leżała na łóżku i spała. Postanowiłem, że nie będę jej przeszkadzał i udałem się na balkon. Usiadłem na krześle tarasowym i zacząłem obserwować fale uderzające o brzeg. Zacząłem obmyślać plan, nikt nie może dowiedzieć się, że ja i Lena tylko udajemy. Riker powoli zaczyna to zauważać. Zabiję go jak jeszcze raz się do niej zbliży. Nagle poczułem czyjś dotyk na ramieniu, odwróciłem głowę i nade mną stała brunetka z mokrymi włosami. 
- Wykąpałam się, a teraz idę z Delly na basen, także ten... Pa - powiedziała i wyszła.
- Pa kruszynko - powiedziałem już do samego siebie. Wstałem z krzesła i udałem się do pokoju. Wejrzałem na łóżko. Było dwuosobowe. Tak. Czekają mnie cudowne noce na podłodze. Znam Lenę i wiem, że nie pozwoli na to, abyśmy razem spali. Chwyciłem telefon i wyszedłem z pokoju. Znajdowałem się na korytarzu, podszedłem do drzwi obok naszych i zapukałem. Stoję i nic.. Drugi raz zapukałem i nic.. Trzeci, też nic. Otworzyłem lekkim pchnięciem drzwi, gdy ujrzałem środek pokoju zacząłem się śmiać. Riker leżący naprzeciwko mnie spojrzał na mnie jak na debila. 
- Co ci? - spytał. 
- Twój pokój... - zacząłem. 
- No co z nim nie tak? - dopytywał. 
- Widać biedaku, że rodzice Cię nie doceniają - śmiałem się dalej. 
- Ale o co ci do cholery chodzi?! - krzyknął. 
- O to, że Twój pokój to przy naszym pokoju jest jakimś schroniskiem dla bezdomnych - wyjaśniłem. 
- Aha. I tylko to chciałeś mi powiedzieć? - westchnął. Ja na jego słowa od razu spoważniałem. 
- Nie... Chcę Ci powiedzieć, że jak jeszcze raz zbliżysz się do Leny to nie ręczę za siebie - szepnąłem mu do ucha i lekko go odepchnąłem. 
- Czy to jest groźba? - spytał.
- Tak.
- Bratu grozisz? Wstydź się - odparł. Podszedłem do niego i powiedziałem: 
- Kto tu powinien się wstydzić? - spytałem retorycznie i poklepałem go po policzku. Po czym uśmiechnąłem się chamsko i wyszedłem. 


- Hej Delly - zaczęłam machać ręką do blondynki. 
- Hej słonko! - odpowiedziała i przytuliłyśmy się - Patrz! Mam pączka! - zaśmiała się. Tuż po chwili stało przede mną koło ratownicze. Kurcze.. faktycznie to pączek
- Heheh... słodkie - zaśmiałam się. 
- Lecimy podbić ten Hawajski basen! - krzyknęła i pociągnęła mnie za rękę. Basen był bardzo duży. Było strasznie gorąco i każdy marzył o zrelaksowaniu się w chłodnej wodzie. My z Rydel mogłyśmy to zrobić i to było cudowne. Tak Lena właśnie rozpoczynasz wakacje. Wakacje o jakich jeszcze Ci się nie śniło. Ross to najmniejszy problem, przecież mogę go unikać i cały czas spędzać czas z jego siostrą. Właśnie, ona jest zupełnie inna niż Ross. Dziwie się, że to rodzeństwo. Normalnie oni są z różnych planet. 
- Chodź już do wody! - krzyknęła podekscytowana blondynka. 
- Tam? - blondynka pokiwała twierdząco głową - No, ale słuchaj Delly ja się strasznie boję głębokiej wody, nie umiem pływać i zawsze mam wrażenie, że zaraz utonę. Ja pójdę trochę do jacuzzi - wyjaśniłam. 
- No dobra tchórzu - uśmiechnęła się i skoczyła na bombę do basenu. Ja na spokojnie weszłam do wolnej jacuzzi i zaczęłam swój relaks. Zamknęłam oczy i odpłynęłam. Słońce delikatnie i przyjemnie pieściło moją twarz. Nagle ktoś zasłonił słońce. Na moją twarzy wstąpił chłodny cień. 
- Czego chcesz Delly? - parsknęłam żartobliwie, po chwili otworzyłam oczy. Ku mojemu zdziwieniu nie było to blondynka tylko Ross. 
- A kuku! - odparł - Mieliśmy iść do babci - dodał. 
- To nie moja babcia - westchnęłam z satysfakcją. 
- Lena.. - zrobił minę jak gdyby on był moim ojcem, a ja córką, która coś nabroiła. 
- Mi jest tu dobrze, chcę odpocząć. Lecieliśmy 7 godzin w ciasnym samolocie i było strasznie duszno, więc wybacz, ale coś od życia mi się należy - podsumowałam. Chłopak spojrzał na mnie i podał mi swoją dłoń. Zrobiłam minę typu: ,,O co cholerka chodzi?''. 
- No dalej pomogę Ci wyjść - powiedział, chwyciłam jego rękę i wyłoniłam się z wody. Razem podeszliśmy do dużego basenu. Chłopak nadal był ubrany w garnitur. Nagle zaczął ściągać marynarkę i po chwili ściągnął także lakierki. 
- Raz się żyję! - krzyknął i wskoczył na bombę do wody. Zaczęłam się śmiać, a wszyscy zgromadzeni w basenie i wokół zaczęli klaskać. Rydel już nie było w nim, pewnie idzie do swojej babci. Po chwili blondyn się wyłonił, uśmiechnął się do mnie. Jego uśmiech po raz pierwszy był taki... inny. 
- No dalej wskakuj - krzyknął do mnie. Mój uśmiech od razu zniknął, pokręciłam przecząco głową i zaczęłam iść w stronę hotelu.
- Lena! Czekaj! Stój! - szarpnął mnie Ross gdy tylko mnie dogonił - Co jest? - spytał. 
- Nic.. - burknęłam. 
- No przecież widzę, nie udawaj samowystarczalnej - powiedział ostro. 
- Każdy ode mnie wymaga, żebym weszła do tego pieprzonego basenu. A ja nie chcę! - krzyknęłam i zakryłam twarz by troszkę ochłonąć. 
- Ale czemu? - spytał łagodniej.
- Bo boje się ok? Utonę jak wejdę do tego, nie umiem pływać - nadal krzyczałam. Nagle chłopak objął mnie jedną ręką. Zaczął mnie delikatnie masować. Po chwili zaczął mnie prowadzić z powrotem do basenu. 
- Co ty kombinujesz?! - spytałam groźnie. 
- Nauczę Cię pływać - odpowiedział spokojnie. 
- Ty? Ty prędzej mnie utopisz... - parsknęłam. Chłopak wskoczył do wody, gdy wynurzył się wyciągnął obie ręce. 
- Chodź będę Cię trzymał - powiedział. Usiadłam na brzegu tak, że zamoczyłam nogi. Dłonie Rossa znalazły się na moich biodrach. Spojrzał mi jeszcze w oczy by na pewno upewnić się czy jestem gotowa. Skinęłam lekko głową, a chłopak podniósł mnie i zaczął powoli opuszczać w wodzie. Zaplątałam swoje ręce na szyi blondyna. Trzymałam go tak mocno, że ja się dziwie, że on oddychał... Byliśmy ody dwoje zanurzeni po szyje. Ja nadal go trzymałam tak samo mocno jak na początku, blondyn z resztą także trzymał ręce na mojej tali. 
- Aż tak źle? - spytał. Pokiwałam przecząco głową, na co blondyn uśmiechnął się. 
- Wstrzymaj oddech... - westchnął. 
- Nie.. Ross ja nie chcę - odpowiedziałam. 
- Będę Cię cały czas trzymał, ty sama zresztą też - zaśmiał się - 3..2...1 - odliczył, ja szybko wstrzymałam oddech i w ciągu sekundy byliśmy pod wodą. Miałam mocno zaciśnięte oczy, lecz o dziwo poczułam się bardzo pewnie, więc otworzyłam je i zobaczyłam Rossa. Uniósł dwukrotnie brwi i uśmiechnął się. Było magicznie, ta cała atmosfera, świadomość, że mam wakacje już, że mogę odpocząć od kłótni w domu, o wypominaniu tego, że jestem nikim. Czułam się fantastycznie, bo Ross nie był dotychczas sobą. Był lepszy i to mi się spodobało... 

**
Hejka!
Po dość długiej przerwie powracam! Nie pisałam, bo nie miałam weny,
ale dzisiaj tak mnie naszło, że od 18 siedziałam nad nim. Jestem z
tego rozdziału dumna Wam powiem... Wy też?
Wakacje powoli dobiegają końca i niestety rozdziały będą rzadziej, ale
będę robiła wszystko co w mojej mocy, żeby ten blog nie umarł!! 
KOMENTUJCIE, BO TO MOTYWUJE 

wtorek, 9 sierpnia 2016

Rozdział 5

Siedziałam w milczeniu w aucie i patrzałam się na mijające obiekty. Ross jechał dość szybko. 
- Mam nadzieję, że tego nie spieprzysz... - odezwał się blondyn. Spojrzałam na niego z pogardą. Nie dość, że mnie do tego zmusił to teraz ma wymagania jak jakaś cholerna księżniczka. Ugh.. Mam ochotę przywalić mu patelnią w łeb. Chłopak włączył radio i właśnie leciała moja ulubiona piosenka. Od razu zaczęłam ruszać ustami jak gdybym to ja śpiewała. Blondyn spojrzał na mnie i uśmiechnął się, jednak po chwili jego wzrok wrócił na autostradę. 
- Śpiewaj! - powiedział. Na jego hasło przewróciłam oczami.
- A może ty zaśpiewasz? - zaproponowałam. Chłopak od razu przyciszył piosenkę. 
- Nienawidzę śpiewu, tańca i w ogóle niczego co jest związane z muzyką - odparł. 
- Jak można nie lubić muzyki?! - wytrzeszczyłam oczy. Ross wzdrygnął ramionami. Tak bardzo chcę mu pokazać, że muzyka jest czymś cudownym! Tylko jak? Spojrzałam na radio i na Rossa. Pod głosiłam piosenkę i zaczęłam śpiewać.
,,I can feel your hertbeat
I can feel your hertbeat'' ~ uśmiechnęłam się gdy skończyłam. Potem zaczęłam machać szaleńczo rękoma. Kątem oka zauważyłam, że blondyn się szczerze uśmiecha. 
- No dalej śpiewaj ze mną - uderzyłam go lekko w ramię. 
- Lena! Mówiłem, że nie lubię muzyki... - krzyknął. Mój uśmiech, jak też i jego zniknął w ciągu sekundy. Podczas dalszej drogi na lotnisko milczeliśmy. Po 20 minutach byliśmy już pod wielkim zrobionym głównie ze szkła lotniskiem. Wysiadłam czym prędzej z samochodu i ruszyłam do środka szklanego budynku. Wszystko było taki piękne i nowe. Jak na tą godzinę było całkiem sporo ludzi. Czułam, że Ross chodził za mną krok w krok. Zupełnie tak jakby był moim cieniem. Podeszłam do butiku z kwiatkami, który znajdował się w wewnątrz lotnisk? Po co? Chociaż, w sumie to nie jest zły pomysł. Na pożegnanie może ktoś komuś dać kwiaty.. Aww! W tym samym momencie Ross stanął nade mną. Odwróciłam się i zobaczyłam jego wredną facjatę. Uniósł kusząco brwi, po chwili jednak położył mi przez ramie rękę i w ten sposób dosięgnął bukiet z czerwonymi różami. Zabrał rękę z mojego ramienia i wręczył mi bukiet. Kocham róże, ale osobiście wolę je w białym kolorze. Chłopak uśmiechnął się do sprzedawczyni. 
- Ile się należy? - spytał po chwili. 
- Jak dla pana niech będzie 20 - odparła miła kobieta. Chłopak podał jej banknot i skinął lekko głową. Ross znowu na mnie spojrzał. 
- Daj rękę.. Rodzinka patrzy - oznajmił wyciągając swoją dłoń. Chwyciłam ją niepewnie i wolnym krokiem ruszyliśmy do grupki ludzi, którzy byli rodziną blondyna.


Trzymałem dziewczynę za rękę (bo musiałem) i powoli zmierzaliśmy do mojej kochanej rodzinki. Spojrzałem na dziewczynę, nie miała w sobie żadnych uczyć, zero, pustka, wielkie nic. Wróciłem wzrokiem na rodzeństwo. Riker patrzał na Lenę z wielką zazdrością. Haha niech skurwiel zazdrości! Nigdy nie miał ręki do lasek. Dziwię się, że to mój brat... 
- Mamo, tato - spojrzałem na rodziców - Wy... - westchnąłem i spojrzałem na całe rodzeństwo - Przedstawiam Wam Lenę - dodałem. Wszyscy przywitali się z brunetką, ale oczywiście Riker musiał uruchomić się szarmancko. Od razu spiorunowałem go spojrzeniem. Nim się obejrzeliśmy siedzieliśmy w samolocie. Ja zajmowałem miejsce przy oknie, po mojej drugiej stronie Lena, a po jej drugiej stronie siedział jakiś mały chłopiec. Miał może z 10 lat. Dziewczyna od razu po wygodnym ułożeniu się w fotelu włączyła mały monitor który był przed nią i próbowała wybrać język. 
- Naciśnij tutaj - pokazałem palcem na pasek menu. 
- Dam sobie sama radę jasne?! - wybuchnęła.  
- Spokojnie, co tak ostro..? - podniosłem ręce w celu poddania się.
- Jesteś jebnięty.. - burknęła. 
- Ja?! Czemu? - spytałem zdziwiony.
- Najpierw jest ok, potem wydzierasz się na mnie i teraz znowu jesteś potulny jak baranek - wyjaśniła poddenerwowana. 
- Wcale tak nie robię! - protestowałem. 
- Nie? Śmieszny jesteś.. - dodała dziewczyna i założyła słuchawki na głowę, dając mi tym samym do zrozumienia, że nie chce ze mną gadać. Ułożyłem się wygodnie i zacząłem podziwiać widok za oknem. Często latałem samolotami, ale ten widok nigdy mi się nie znudzi, tym bardziej, że przed nami jeszcze 7 godzin lotu. Patrząc w błękit nieba i śnieżno-białość chmur zasnąłem. Obudziłem się zdezorientowany, szybko rozejrzałem się wokół siebie. Lena także spała, była godzina 13:45, co oznaczało, że została ponad  godzina i będziemy na słonecznych Hawajach. Oh yeah! Spojrzałem przez okno widok był niesamowity. Poczułem, że dziewczyna obok zaczęła się kręcić we wszystkie strony. W końcu jej oczy otworzyły się, przetarła je lekko i wejrzała w moją stronę. Przez dłuższą chwilę patrzeliśmy sobie prosto w oczy bez żadnego słowa, potem dziewczyna odwróciła głowę do tyłu i udawała obrażoną. Nie zareagowałem, bo stwierdziłem, że się nie opłaca skoro już siedzi w samolocie to mi nie ucieknie. Po godzinie wylądowaliśmy na miejscu. Weszliśmy do wewnątrz lotniska, moja rodzina szła przodem, a ja i Lena byliśmy na samym końcu. Wymieniliśmy pomiędzy sobą spojrzenia. Brunetka była naprawdę bardzo wściekła. Ugh.. Lubię to! 
- Co tam mała? Nadal zła? - przerwałem cisze. 
- Zamknij się - warknęła i podeszła do kosza na śmieci. Spojrzała na mnie chamskim spojrzeniem i wrzuciła róże, które jej kupiłem do śmietnika. 
- Nie lubię czerwonych róż! - prychnęła. 
- Może okazałabyś trochę wdzięczności?! - odparłem i chwyciłem ją za nadgarstek - Z własnej woli nigdy bym Ci ich nie kupił. 
- Wal się! - dała mi z plaskacza. 
- Zaraz Ci ta rączka uschnie... -warknąłem i lekko wykręciłem rękę dziewczynie. Ta lekko pisnęła - Uważaj z kim zadzierasz kruszynko - dodałem i puściłem ją. Dziewczyna od razu zaczęła szybko masować trzymane jeszcze przed chwilą przeze mnie miejsce. 


Kurwa mać! Co to miało być? Moja ręka..  Auć?! Spojrzałam na niego z pogardą. Kim do jasnej cholery jest Ross Lynch?! Czemu on ma te 2 pieprzone strony.. Dobrą i złą. 
- Ross co się tak ociągacie? Babcia nie może się już doczekać - usłyszeliśmy i od razu przyspieszyliśmy. Po chwili staliśmy już wokół całej rodziny blondyna. Jego mama cały czas się na mnie patrzała i się dziwnie uśmiechała. Przerażające. Wejrzałam na Rossa, ten sztucznie się do mnie uśmiechnął. 
- Co jest kochanie? - spytał takim dziwnym głosem. Był on taki męski i tajemniczy. Nogi ugięły się pode mną. 
- Nic, jest ok - odwzajemniłam sztuczny uśmiech. Gdy oderwałam wzrok od Ross spostrzegłam, że Riker dość dziwnie się na nas patrzy. Może się skapnął, że nasze narzeczeństwo jest fikcją? Ale bym się cieszyła! Uśmiechnęłam się do starszego blondyna, on odwzajemnił mi gest. Ross chyba to zauważył, bo nagle objął mnie jednym ramieniem.
- Lenka gdzie masz kwiaty od Rossa, byśmy je zmoczyły, żeby nie zwiędły - odparła mama blondyna. 
- Em... One... - zaczęłam niepewnie. 
- Zwiędły już w samolocie, więc wyrzuciliśmy je - wyjaśnił za mnie Ross. Co z tym chłopakiem jest kurde nie tak?! Nienawidzę go. Raz jest potulny jak baranek, później jakiś mega tajemniczy, a jeszcze później najchętniej to by mnie zabił. Jak ja mam z nim wytrzymać?! Prędzej wyląduje w psychiatryku niż wytrzymam z nim dłużej jak tydzień. Przecież ja będę go miała 24 na dobę. Jak tak żyć? 
Siedzieliśmy właśnie w limuzynie i byliśmy w drodze do hotelu. Po 10 minutach dotarliśmy na miejsce. Wow to miejsce było niesamowite! Wielki budynek z dużą ilością pokoi, obok mnóstwo parasoli, leżaków i ogromny basen z krystaliczną wodą. Raj na ziemi. 
- Wow! - odparł Ryland. Określenie prawidłowe, czułam się tak jakbym była w kompletnie innym świecie. Cudownie, że spędzę tu kilka dnie (nie wiem ile dokładnie tu będę), ale już mniej cudownie, że będę musiała męczyć się z Rossem. Ugh.. Czemu Jimmy'ego tutaj nie ma? Nagle poczułam miły dotyk na swojej tali. Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam Rikera. 
- Co tam ślicznotko? - powiedział. 
- Hej Riker, wystraszyłeś mnie - zaśmiałam się. 
- Oj przepraszam, podoba Ci się? - spojrzał mówiąc to na hotel. 
- Tak, jest tu niesamowicie - westchnęłam i spojrzałam na blondyna. Patrzeliśmy sobie w oczy. Riker zaczął powoli się do mnie zbliżać. Zupełnie tak jakby chciał mnie pocałować. 
**
Hejka łobuzy <3 
Nowy rozdział, dzisiaj naszła mnie wena, bo siedzę skulona 
okryta kocem w starych dresach i podziurawionej podkoszulce.
Oglądam A&A i jem lody czekoladowe. Mój brzuch to jedna 
wielka masakra. Cały dzień mnie boli, robiłam okłady, jem 
garściami tabletki i nic lepiej. Stwierdziłam, że po co mam 
narzekać na swoje pojebane życie, skoro mogę napisać
rozdział :") A więc jest i jak? 
ZOSTAWISZ KOMENTARZ? 

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Rozdział 4

Wróciłam do swojego biurka mega zamyślona. Czy ja aby na pewno dobrze robię? Nerwowo stukałam palcami o klawiaturę mojego laptopa. Co ja mam powiedzieć rodzicom i Jimmy'emu? Wpatrywałam się w jeden punkt na biurku. Wzięłam głęboki wdech i wydech. 
- Wszystko ok? - z transu wyrwał mnie głos Lisy. 
- Em.. tak, tak - chrząknęłam. 
- O czym tak myślisz? - spytała.
- A nie powiesz nikomu? - spojrzałam na dziewczynę, ta zaprzeczyła kiwając głową - Myślę, tak o Rossie... Powiedział mi, że jego babcia jest chora i, że obiecał jej, że przed śmiercią pozna jego narzeczoną. Rozumiesz to, że każe mi udawać jego narzeczoną przed rodziną Lynchów. Ta babcia mieszka na Hawajach i jutro o 5:00 rano wylatujemy tam.. - wytłumaczyłam. 
- Lena... Nie chcę wtrącać się w twoje życie, ale Ross to nie jest chłopak dla Ciebie. Może zrobić Ci krzywdę. Zasługujesz na kogoś kto Cię kocha,a nie na takiego palanta jak on. Trzymaj się lepiej od niego z daleka - powiedziała poważnie.
- Ale to nie takie proste. Powiedział mi, że jak się nie zgodzę to mogę pożegnać się z pracą, a ja muszę mieć kasę. Moja mama nie może kupić mi wielu rzeczy, więc muszę zapracować, bym mogła sama sobie to kupować - odparłam. 
- Uważaj na niego i przede wszystkim na siebie - szepnęła, gdyż do naszego biurka zbliżał się Ross. 
- Panno Palmer, tutaj mam gotową trasę, niech Pani ją wyślę na ten adres - powiedział i wręczył jej dokumenty. Lisa skinęła lekko głową i od razu zabrała się do pracy. Blondyn spojrzał na mnie i puścił do mnie oczko. Ugh.. Nienawidzę go! Chłopak podszedł do butli z wodą, która stała naprzeciwko naszego biurka. Chwycił kubek i nalał sobie płynu, po czym uniósł go do ust i upił łyka. 
- Ross możemy pogadać? - odezwałam się. Chłopak spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. 
- Panie Lynch? - spytał ironicznie.
- Przepraszam...Panie Lynch - westchnęłam - Co mam powiedzieć swoim rodzicom i chłopakowi? - kontynuowałam. Blondyn zaczął myśleć, po chwili jednak spojrzał na Lisę, która przerwała swoją pracę i przyglądała się naszemu szefowi czekając na jego odpowiedź. 
- Em.. przyjdź do mojego gabinetu za 10 minut - odparł po dłuższej chwili i wrócił do swojego pokoju. Lisa chwilę po jego wyjściu wstała, zabrała kilka czystych kartek i zmierzyła do pokoju obok. Zanim jednak całkowicie zniknęła za rogiem szepnęła do mnie:
- Uważaj! - i zniknęła. 
Tak jak mówił Ross po 10 minutach od naszej rozmowy zjawiłam się w jego gabinecie. Lekko smyknęłam przez drzwi do środka. Blondyn stał przy wielkiej szklanej ścianie i patrzał w dal miasta. 
- Em.. już jestem - powiedziałam cicho.
- Rodzicom powiedz, że masz delegację. Upewnij ich także, że do końca roku szkolnego będziesz miała prywatne nauczanie - odparł surowo ciągle spoglądając w głąb miasta. 
- Yyy.. a chłopakowi? - spytałam. Ross odwrócił się i spojrzał przeszywająco na mnie. 
- Żartujesz? - prychnął, zdezorientowana patrzałam to na w jego oczy to w dal za nim - Serio masz chłopaka? - dodał. 
- Tak, czy to, aż takie dziwne? - spytałam. Chłopak milczał, po chwili włożył swoje dłonie do garniturowych spodni. Marynarkę miał rozpiętą, więc naprawdę świetnie to wyglądało. Blondyn zaczął iść w moją stronę. Stawiał bardzo tajemnicze i pewne siebie kroki. Gdy znajdował się bliżej mnie zaczęłam powoli się wycofywać. Szliśmy oby dwoje równym tempem. On do mnie się przybliżał, a ja próbowałam się oddalić. Nagle moje plecy zetknęły się ze ścianą. Lekko się wzdrygnęłam. Ross zauważył to i chamsko się uśmiechnął. Był tuż obok mnie, czuliśmy nawzajem swoje oddechy, czułam jego jakże cudowne perfumy. Ross patrzał na mnie tak strasznie uwodzicielsko. Czułam, że moje nogi stają się puszystą i mięciutką watą..
- Ależ skąd taki pomysł panno Roberts? - szepnął mi do ucha. Całe moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. 
- Myślałam, że chciałeś mi tym narzucić, że jestem za brzydka by mieć chłopaka - uniosłam jedną brew. 
- Haha, ależ skądże Leno - mruknął. 
- O czyli przeszliśmy już na Ty? Szybki jesteś - fuknęłam. 
- Ty i ten twój niewyparzony język - przygryzł dolną wargę, a mi zrobiło się strasznie gorąco. 
- Zazdrościsz mi go? - powiedziałam głosem dziecka. 
- W każdej chwili mogę go spróbować - westchnął. 
- A ja w każdej chwili mogę zrezygnować z jutrzejszego wyjazdu - prychnęłam. Chłopak spoważniał i odsunął się ode mnie. Odetchnęłam z ulgą..  
- Powiedz mu, że jedziesz na jakąś wycieczkę czy coś - chrząknął. 
- Jeszcze jedno.. Kiedy ja mam się niby wyrobić z pakowaniem? - spytałam. 
- Idź teraz.. - burknął. 
- Co? 
- Jajco kurwa! Jedź do domu - krzyknął. Spojrzałam na niego z przerażeniem. Nigdy go takie wściekłego nie widziałam. Co prawda kłóciliśmy się i to często, ale nigdy nie złościł się, aż tak. 
- Przepraszam... - odparłam spokojnie i wyszłam. 
Po tej sytuacji wzięłam wszystkie swoje rzeczy, zdążyłam się pożegnać z Lisą i odjechałam pierwszym autobusem.


Weszłam do domu. Pierwsze co zrobiłam to udałam się do kuchni, wiedziałam, że mogę tam znaleźć mamę. 
- Mamo... mam bardzo ważną sprawę do Ciebie - zaczęłam. Kobieta odwróciła się twarzą do mnie. 
- Jak ważną? - spytała, zawsze o to pytała nie wiem czemu.. 
- Bardzo, bardzo ważną - westchnęłam. 
- Ok, zamieniam się w słuch - odparła i usiadła na krześle. Usiadłam obok niej i przez chwilę analizowałam w głowie wszystko to co mam jej do powiedzenia. 
- A więc... Muszę wyjechać.. - zaczęłam.
- No dobrze, ale dlaczego, kiedy, gdzie i z kim? - dopytywała. 
- Jutro, na Hawaje, z ludźmi z mojej pracy, ponieważ mam taką delegację - odpowiedziałam na każde pytanie kobiety. 
- A szkoła? Dziecko zostało Ci jeszcze 3 tygodnie nauki - powiedziała z przejęciem. 
- Ale to nie problem.. Szef powiedział, że będę mieć prywatne nauczanie - uśmiechnęłam się. Mama widać było, że nad czymś myślała. 
- Boję się o Ciebie... - westchnęła ciężko. 
- Nie jestem już taką małą dziewczynką jak Abby mamo - rzekłam i chwyciłam dłoń mamy. Kobieta spojrzała na mnie z troską i ścisnęła moją rękę. 
- Dobrze, ale musisz na siebie uważać. I nie chodź nigdzie sama - powiedziała, a ja pokiwałam twierdząco głową - Leć się już pakować.. O której wyjeżdżacie? 
- O 5:00 rano - odparłam. Pocałowałam mamę w policzek i pobiegłam do swojego pokoju. Od razu wyciągnęłam spod łóżka walizkę i zaczęłam się pakować. Potem czekało mnie najtrudniejsze... Musiałam powiedzieć Jimmy'emu o mojej ,,wycieczce''.Nie zareagował najgorzej... Jakoś to przetrawił. Później poszłam pożegnać się z Abby i Jake'iem. Umyłam się i o godzinie 21:00 poszłam spać.  
Wstałam o 4:00. Ogarnęłam się lekko i poszłam zjeść śniadanie. O godzinie 4:50 miałam autobus, wzięłam swoje wszystkie walizki i odjechałam. Pod budynkiem w którym pracowałam byłam 4:58. Po chwili przyjechało czarne Ferrari. Z auta wyszedł Ross, był w czarnym garniturze i miał okulary przeciwsłoneczne. Gdy podszedł do mnie bliżej odsłonił swoje brązowe oczy, zatrzymując tym samym okulary na swoim czole. Chwycił w ręce moje walizki i włożył je do bagażnika. Poczułam się lekko speszona... Ja byłam ubrana tak luźno, a Ross w garniturze. Ahh.. W dodatku ja żadnej sukienki nie spakowałam. 
- Gotowa? - powiedział i podszedł bliżej mnie. 
- Nie.. - westchnęłam. 
- Co?! Hej nie wycofasz mi się teraz... - odparł poddenerwowany.
- Nie chodzi o to... Czy ja źle wyglądam? - spytałam prosto. 
- Nie? - odpowiedział zmieszany. 
- Ja nie mogę... Ty masz garnitur, a ja? Bluzę i jeansy! - rzekłam załamana. 
- To wyciągnij sukienkę i przebież się na tyłach, są przyciemniane szyby, nie będzie cię widać - wyjaśnił. 
- Ale ja nie spakowałam żadnych sukienek... - odparłam zrozpaczona. 
- Ok, no to jak będziemy na miejscu kupimy jakieś... Wsiadaj bo przegapimy samolot przez twoje histerie - burknął. Popatrzałam zszokowana na blondyna wsiadającego do samochodu. 
- Aha. Jestem histeryczką? Wiedz, że ta histeryczka nie musi nigdzie z Tobą jechać... - syknęłam. 
- Lena wsiadaj i zamknij się już! - krzyknął. 
- Nie -powiedziałam stanowczo. Blondyn spojrzał na mnie i widziałam to, że kipi złością. Podszedł do mnie i wziął mnie na ręce, po czym wpakował mnie do samochodu. Właśnie na to czekałam.. Kocham go denerwować! 
**
Hejka misie! 
Już połowa wakacji za nami ;c Byliście już na jakiś wakacjach? 
A może dopiero pojedziecie tak jak Ross i Lena? 
Ja osobiście siedzę całe wakacje w domu i nadrabiam sprawy 
na blogu, gdyż teraz idę do 3 gim i czekają mnie cholerne egzaminy. 
Muszę wziąć się za naukę już pod koniec wakacji ;c R.I.P moje wakacje :/
[*] 
Wracając do rozdziału.. Ross troszkę dziwnie się zachowuję, jest mega 
tajemniczy i ma napady złości i agresji, dlaczego? 
Ujawni się to w kolejnych rozdziałach ;> 
Liczę, że rozdział się podobał <33
Do napisania! :*

CZYTASZ= KOMENTUJESZ!
Template by Elmo